Nie chcą powrotu smrodu, much i zamkniętych okien. W poniedziałek, 12 maja, kilkudziesięciu mieszkańców Sroczyna zebrało się pod Urzędem Gminy w Kiszkowie, by zaprotestować przeciwko planom ponownego uruchomienia fermy norek. Przez siedemnaście lat działalności ferma zatruwała ich codzienność – dziś, po trzech latach spokoju, znów wrócił strach. Na transparentach pisali: „Stop fermie norek w Sroczynie” i „Polska bez ferm norek”.

Podczas protestu odczytano list otwarty do Marszałek Doroty Niedzieli – przewodniczącej sejmowej Komisji ds. ochrony zwierząt, która wielokrotnie wspierała społeczności przeciwne hodowli na futra. Po zgromadzeniu podpisany przez mieszkańców list został do niej oficjalnie wysłany. Protestujący liczą, że Marszałek Niedziela pomoże im powstrzymać wznowienie działalności fermy i poprze obywatelski głos w sprawie projektu ustawy o zakazie hodowli zwierząt na futra, złożonego przez posłankę Małgorzatę Tracz już rok temu. Poniżej publikujemy pełną treść listu mieszkańców Sroczyna.


LIST OTWARTY MIESZKAŃCÓW SROCZYNA DO PANI MARSZAŁEK DOROTY NIEDZIELI

Szanowna Pani Marszałek,

jesteśmy mieszkańcami wsi Sroczyn w województwie wielkopolskim. Zwracamy się do Pani z prośbą o pomoc, w imieniu całej naszej społeczności, która przez 17 długich lat żyła w sąsiedztwie dużej fermy norek. Przez ten czas nasza wieś – spokojna, cicha, rodzinna– zamieniła się w miejsce, z którego wielu z nas chciało uciec. Fetor z fermy norek był nie do zniesienia, w powietrzu zapach odchodów i śmierci. Nie otwieraliśmy okien. Muchy zlatywały się do naszych domów jak do padliny. Dzieci pytały: „Dlaczego tu tak śmierdzi?” – i nie wiedzieliśmy, co im odpowiedzieć.

Protest mieszkańców Sroczyna pod Urzędem Gminy Kiszkowo (fot. Ola Knotz. Otwarte Klatki)

W 2022 roku ferma została zamknięta. Długo nie wierzyliśmy, że to naprawdę koniec. Wreszcie mogliśmy żyć normalnie. Znowu było cicho. Można było zjeść obiad na tarasie, pracować w polu czy ogrodzie, bez obaw o zdrowie bliskich. Można było odetchnąć. Dosłownie. Teraz ten koszmar ma wrócić.

Za nami majówka z bliskimi, bez much, bez smrodu, bez brudnych smug w powietrzu. Spacerowaliśmy po wsi z dziećmi i sąsiadami, cieszyliśmy się czystym powietrzem. Potem ktoś z sąsiadów powiedział: „To chyba nasza ostatnia taka majówka”. Nie mamy złudzeń. Jeśli ferma ruszy znowu – wszystko się skończy. I to nie jest przesada. To piekło znamy aż za dobrze. Przez wiele lat to było nasze codzienne życie.

Protest mieszkańców Sroczyna pod Urzędem Gminy Kiszkowo (fot. Ola Knotz. Otwarte Klatki)

Pani Marszałek, wiemy, że w innych częściach Polski – jak choćby w Kodniu – stawała Pani po stronie ludzi. Tam mieszkańcy nie chcieli nowej fermy. U nas nie chodzi o nową – tylko o powrót starej traumy. Przez te wszystkie lata widzieliśmy rzeczy, o których nikt nie chce mówić: martwe norki pod płotami, konające zwierzęta z pianą w pysku, które – jak się później okazało – uciekły z komory gazowej. Dzwoniliśmy po pomoc. Słyszeliśmy: „Nie dotykać, wysyłamy kogoś”. Nikt nie przyjechał, gdy tylko się dowiedział, że jest to norka z fermy. Zakopaliśmy zwierzę sami. I sami przez lata cierpieliśmy. 

Słyszeliśmy też, że „norki nie uciekają”. Wiemy, że to nieprawda. Hodowcy co roku nie mogą doliczyć się 2% norek. Widzieliśmy je co roku – przemykające przez podwórka, chowające się pod budami, rozjechane na drodze, zagryzające kury w małych gospodarstwach przyzagrodowych obok których powstała ferma norek. Norka to nie jest zwierzę gospodarskie. To drapieżnik. Dzikie, inteligentne zwierzę, które nie nadaje się do trzymania w klatce. A my nie nadajemy się do tego, żeby znowu żyć przy takiej fermie.

Zdjęcie norki, która uciekła z fermy (dokumentacja udostępniona przez mieszkańców)

Nie rozumiemy, dlaczego w 2025 roku wciąż można w Polsce hodować te dzikie zwierzęta. Jako mieszkańcy wsi nie godzimy się na to. Cały świat odchodzi od futer, a nas próbuje się cofnąć o 20 lat. To nie jest biznes – to cierpienie, dla zwierząt i dla nas, a hodowcy to nie rolnicy – to lobbyści.

Pani Marszałek, apelujemy do Pani jako przewodniczącej komisji zajmującej się projektem zakazu hodowli zwierząt futerkowych. Prosimy o pomoc. Nie możemy czekać latami na powolne wygaszanie branży futrzarskiej. Dla nas i naszych rodzin oznaczałoby to kolejne lata koszmaru – w smrodzie, z plagami much, w zamknięciu – w celach własnych domów, w których otwarte okno, to luksus, na który nikt sobie nie pozwoli. Naszego dramatu nie widać z Warszawy, ale zapewniamy –- mamy dość.

Niech nasza ostatnia wolna majówka nie okaże się naprawdę ostatnią. Niech nasze dzieci nie wrócą do codzienności, w której boją się dotknąć trawy, bo znowu może w niej leżeć martwa norka. Prosimy o realne wsparcie, o nadanie biegu pracom nad zakazem, o jasne stanowisko. Jesteśmy gotowi walczyć o naszą wieś. Ale nie uda nam się bez Pani pomocy.

Z wyrazami szacunku,

Mieszkańcy Sroczyna