Wieś Koszoły, malowniczo położona na skraju lasów, w otoczeniu bagien i dzikiej przyrody, znalazła się na celowniku przemysłowej hodowli drobiu. W lutym 2025 r. do Urzędu Gminy Łomazy wpłynął wniosek o wydanie decyzji środowiskowej dla ogromnej fermy indyków. Inwestorem jest Zakład Drobiarski w Stasinie sp. z o.o., spółka należąca do Krzysztofa Borkowskiego – polityka PSL i właściciela m.in. Zakładu Mięsnego „Mościbrody”. Inwestycja nie jest lokalną inicjatywą – jej autor pochodzi z innego województwa, a raport środowiskowy sporządzili pełnomocnicy mieszkający ponad 300 km od Koszoł.

Ferma na kilkaset tysięcy indyków (ponad 5 tysięcy DJP), która miałaby powstać zaledwie 350 metrów od pierwszych domów – budzi ogromny niepokój mieszkańców. Protest narasta, a problem dostrzegają również władze lokalne. Rada Gminy Łomazy wydała pod koniec kwietnia stanowisko (UCHWAŁA NR XII/106/25 RADY GMINY ŁOMAZY z dnia 29 kwietnia 2025 r.), w którym jednogłośnie sprzeciwia się budowie przemysłowej fermy. Tymczasem społeczność wiejska organizuje się, by bronić swojej przyszłości.
„Nie jesteśmy przeciwni rolnictwu – jesteśmy przeciwni przemysłowi, który nas zniszczy”
Mieszkańcy Koszoł nie są bierni. Odbyły się już dwa zebrania wiejskie, powołano Komitet Protestacyjny, pod petycją przeciwko inwestycji zebrano 138 podpisów, a lokalne stowarzyszenia formalnie przystąpiły do postępowania administracyjnego jako strony.

Jak podkreśla Kamila Nazarewicz, sołtyska wsi Koszoły:
„W imieniu mieszkańców chcę wyrazić nasz zdecydowany sprzeciw wobec planowanej budowy kurników na terenie naszej wsi. (…) Apelujemy o poszanowanie głosu lokalnej społeczności i o wybór rozwiązań, które nie będą szkodzić mieszkańcom ani środowisku. Nie jesteśmy przeciwni rolnictwu – jesteśmy przeciwni wielkoskalowej hodowli, która niszczy naszą wieś, przyrodę i zdrowie naszych dzieci”.
Trudno o bardziej wyrazisty przekaz.
Zagrożenia dla wody, zdrowia, przyrody
Mieszkańcy alarmują, że ferma może nieodwracalnie zaburzyć stosunki wodne w regionie. Woda do hodowli będzie pobierana z lokalnych zasobów podziemnych – w czasie, gdy region już zmaga się z narastającymi suszami.

Ale to nie jedyne ryzyko. Indycza ferma, według analiz rapotru złożonego przez inwestora, może generować nawet 67 ton martwego ptactwa rocznie. W przypadku wybuchu ogniska grypy ptaków, co na fermach drobiu jest zjawiskiem bardzo częstym, ta liczba byłaby znacznie większa, a bez infrastruktury utylizacyjnej, martwe zwierzęta mogą stwarzać realne zagrożenie sanitarno-epidemiologiczne. Obserwujemy to co roku w zagłębiach przemysłowych ferm drobiu w całej Polsce.
Andrzej Kiela nie kryje obaw:
„Wirusy i szkodliwe pyły będą rozprzestrzeniały się na znaczne odległości (…) Przenoszenie wirusów na dzikie ptaki rozprzestrzeni zarazy po całym kraju. (…) W kolejnych latach będzie stopniowo następowała degradacja środowiska”.
Problemem jest również lokalizacja – teren inwestycji przecina korytarz ekologiczny o znaczeniu regionalnym. Przez obszar ten przemieszczają się dzikie zwierzęta: łosie, jelenie, wilki, żurawie. Według mieszkańców inwestycja nie tylko zaburzy migrację zwierząt, ale i zniszczy lokalny mikroklimat.
Katarzyna Szołucha podkreśla:
„Budowa fermy drobiu o takiej skali nieodwracalnie zaburzy funkcjonowanie korytarza ekologicznego o znaczeniu regionalnym”.
Koszty społeczne i ekonomiczne – kto za nie zapłaci?
Choć inwestor nie uwzględnił tego w swoim raporcie, skutki społeczne budowy fermy będą ogromne. Mieszkańcy wskazują na spadek wartości nieruchomości nawet o 80%, ograniczenie rozwoju agroturystyki, likwidację gospodarstw ekologicznych i ucieczkę młodych ludzi.
Jeden z liderów protestu, Kacper Burdziński podsumowuje:
„Realizacja planowanej inwestycji to przede wszystkim straty, które poniesie miejscowa ludność oraz koszty utraconych możliwości. (…) Obszar wsi Koszoły oraz okolicznych miejscowości mógłby wpisać się w ideę zespołów przyrodniczo–krajobrazowych. Budowa rozległego kompleksu budynków hodowli drobiu unicestwia te walory oraz pielęgnowaną tradycję”.
Ten głos nie jest odosobniony. Wielu mieszkańców deklaruje zamiar założenia agroturystyki, sadów z dawnymi odmianami drzew owocowych. Już dziś odbywają się tu wydarzenia kulturalne, które – jak pokazuje piknik historyczny z lutego 2025 r. – mają potencjał ogólnopolski.
Jerzy Besaraba zauważa:
„Miejscowość Koszoły zachowała do dziś swój naturalny wiejski klimat i charakter. Dzięki temu jest chętnie odwiedzana przez gości np. podczas organizowanych imprez kulturalnych oraz inscenizacji historycznych. Powstanie fermy bezpowrotnie zniszczy wyjątkowy charakter naszej wsi. Odbierze też ludziom, zwłaszcza młodym, nadzieję na rozwój i zniechęci do pozostania tu”. – Jerzy Besaraba
Walczymy dalej
Koszoły nie są wyjątkiem. Coraz więcej wsi w Polsce staje się celem ekspansji przemysłowego chowu zwierząt – wbrew mieszkańcom, wbrew środowisku, wbrew zdrowemu rozsądkowi. W ostatnich latach szczególnie intensywny jest trend przenoszenia ferm przemysłowych na wschód kraju – do województw lubelskiego i podlaskiego. Regiony te, dotąd wolne od masowej produkcji drobiu, stają się nowym obszarem zainteresowania inwestorów, którzy wcześniej skoncentrowali działalność w centrum Polski – głównie w województwach wielkopolskim i mazowieckim.
To właśnie tam – według danych Głównego Inspektoratu Weterynarii z maja 2025 r. – odnotowano największą liczbę ognisk wysoce zjadliwej grypy ptaków H5N1. W województwie wielkopolskim wystąpiło aż 38 ognisk, na fermach, na których utrzymywano blisko 5 mln sztuk drobiu. Na drugim miejscu znalazło się mazowieckie – z 18 ogniskami i ponad 2 mln ptaków skierowanych do uboju sanitarnego. W pozostałych województwach skala była znacząco mniejsza, co jednoznacznie wskazuje na korelację między koncentracją ferm a występowaniem choroby.
Na wschodzie Polski (woj. lubelskie i podlaskie) nie odnotowano w tym roku ognisk wysoce zjadliwej grypy ptaków (HPAI), ale inwestycyjna presja inwestorów z branży drobiarskiej na ten region, może to zmienić.
Jeśli chcesz pomóc – udostępnij ten artykuł, wspieraj mieszkańców wsi Koszoły i innych miejscowości, które walczą z ekspansją przemysłowych ferm. Polską wieś wciąż można uratować.